Uroki PiP, czyli jak wyrobić się z pracą bez nadgodzin?

Uroki PiP, czyli jak wyrobić się z pracą bez nadgodzin?

Góra pracy! Nawarstwienie obowiązków! Spiętrzenie zadań! – to choroby, które dotykają dziekanaty z nadejściem jesieni. Co roku strach, że nie zdążymy! Co roku obawa, że coś runie. Doświadczenie uczy jednak, że jak dotąd wszystko działa i nic złego się nie wydarzyło. No, może jakieś małe opóźnienia, ale w kontekście skali obaw – to bez znaczenia.

Czemu więc co roku przeżywamy ten stres? Bo wszyscy chcemy, żeby było dobrze, zależy nam by sprostać oczekiwaniom – robimy to kosztem pracy w domu, zostawania po godzinach, dwojenia się i trojenia. Aż tu przygodzi inspekcja pracy i stawia zarzut naruszenia dyscypliny pracy! Jak to? Przecież pracujemy dobrowolnie, przecież trzeba zrobić, przecież studenci, odpowiedzialność…

Otóż nie – inspekcja pracy sprawdza, czy przestrzegany jest ośmiogodzinny dzień pracy, czy – jeśli nadgodziny się zdarzają – wypłacane są za nie stosowne dodatki lub udzielany czas wolny. A jeśli nie? Kara!

Kierownik tłumaczy się dla czego Kowalski w sobotę przyszedł do pracy – to nic, że zapomniał chleba i po prostu wrócił – sobota to sobota – za pracę w sobotę należy się dzień wolny! Dla czego Nowak o godzinie 17:15 nadal był w pracy. Skąd wiedzą? sprawdzili, o której oddano klucze na portierni, albo o której odbiła się karta wejścia Nowaka – no i Nowak tłumaczy, że wcale nie pracował tylko wrócił z domu po zapomnianą komórkę, albo zagadał się zupełnie prywatnie na korytarzu i zabradziażył nieco. A jeśli Nowak powie, że był w pracy? A jeśli inspektor zajrzy w komputer i zobaczy ze Nowak jednak zaliczał sesje czy wysyłał maile? No to kierowniku – marny Twój los – wyraziłeś zgodę i nie rozliczyłeś się z pracownikiem – kara; nie wyraziłeś zgody? – jeszcze gorzej – nie wiesz, że pracownicy siedzą po godzinach? – co z Ciebie za kierownik! A co jeśli pracownik w pracy albo w drodze z niej ulegnie wypadkowi – lepiej nie mówić.

Zaraz zadałam sobie inne pytanie: a co w tych nadgodzinach jest takiego złego? Wszak październikową czy czerwcową rzeczywistość trudno zmienić – no i nasunęło mi się, że jak nie wiadomo o co chodzi, to chodzi o pieniądze. I przyszedł mi do głowy następujący pomysł:

Otóż kodeks pracy przewiduje możliwość wydłużenia okresów rozliczeniowych do nawet 4 miesięcy. Art.129. § 1. Czas pracy nie może przekraczać 8 godzin na dobę i przeciętnie 40 godzin w przeciętnie pięciodniowym tygodniu pracy w przyjętym okresie rozliczeniowym nieprzekraczającym 4 miesięcy

Tym sposobem mamy trzy okresy rozliczeniowe w roku styczeń–kwiecień – ten załatwia potencjalne nadgodziny w czasie zaliczania semestru; maj-sierpień – tu sesja letnia i spiętrzenie w czasie obron może zostać uratowane wcześniejszym wychodzeniem w sierpniu gdy wszędzie spokojniej, no i wrzesień-grudzień – czyli nieco oddechu w okresie Świątecznym. Zakładając więc, że pracownik może odebrać nadgodziny do końca okresu rozliczeniowego – jest kiedy to zrobić. Oczywiście należy zwracać uwagę na normy dobowe, tygodniowe, czy liczbę nadgodzin w ogóle, jednak w mojej opinii gra jest warta świeczki.

Wiem – nadgodzin planować nie można – jednak trudno udawać, że jeśli od lat w czasie newralgicznym pojawiała się potrzeba pracy ponad 8 godzin, teraz jej nie będzie. Można nieco sformalizować zasady ich udzielania i odbioru, a tym sposobem zwrócić na te problem uwagę odpowiednich osób w uczelni, które z tego co słyszę w nieformalnych rozmowach, często bagatelizują problem, uważając, że taka uroda pracy w dziekanacie. Tym czasem przecież za pracę w godzinach nadliczbowych należy się nam czas wolny lub wynagrodzenie. Dla czego mamy z tego rezygnować? Nie wspomnę o ochronie w sytuacji wypadku w pracy czy w drodze z niej. Kiedyś policzyłam, że jeśli każdego dnia ktoś zostałby tylko pół godzinki, to w skali roku ponad 3 tygodnie pracuje gratis!

Obecnie w wielu uczelniach trwają prace nad nowelizacją statutów; regulaminów organizacyjnych itp. – może to dobry moment na wprowadzenie takiej zmiany? W mojej jednostce obowiązuje trzymiesięczny okres rozliczeniowy – nie idealny, bo newralgicznym punktem jest koniec września – jednak najgorsze październikowe spiętrzenie zostało ogarnięte odbiorem nadgodzin w grudniu. Wszyscy byli tym usatysfakcjonowani. A nawet gdyby okazało się, że pewnej liczby nadgodzin nie udało się odebrać i należy pracownikowi wypłacić za nie wynagrodzenie wraz z dodatkiem, to czy faktycznie są to pieniądze, które mogłyby narazić na szwank budżety uczelni?

Oczywiście są różne metody radzenia sobie ze spiętrzeniem zadań – od wsparcia z innych działów, praktykantów, wszystkich rąk i nóg na pokładzie przez modyfikację organizacji roku akademickiego lub też pracy własnej – jednak i tak zawsze pojawia się moment, w którym tak po prostu trzeba więcej czasu – wtedy warto skorzystać z nadgodzin – tylko zamiast z nimi walczyć – lepiej oswoić sposób ich realizowania.